W NAJGORSZYM WYPADKU POJEDZIEMY DO FRANCJI CZ. 4/4
Przyznaję, długo nie mieliśmy planu na powrót.
Pewne były dwie rzeczy: że prowadzę oczywiście ja oraz to, że najpóźniej 28 sierpnia musieliśmy być w Polsce (czyli wyjechać należało najlepiej 26), by móc spokojnie dotrzeć na wesele 29 sierpnia.
Pamiętne wesele Rudej i Krzysztofa, na które musiałam wszystko ogarnąć w jeden dzień, a jedynym obowiązkiem Francuza było przygotowanie garnituru. Powiedziałam garnituru? – no właśnie – zabrał tylko to! Otwierając bagażnik i wyciągając swój nabytek za kilka setek, ze szczerym uśmiecham na twarzy i japonkami na stopach, raczył mnie poinformować, że zapomniał butów! Znalazł w bagażniku „zapasowe”, niebieskie, znoszone espadryle. I w takich oto trzewikach poszedł na ceremonię. Jak ktoś myśli, że stanie na samym końcu uchroniło nas od przyciągnięcia uwagi to się myli. „Baptiste, ale z ciebie hipster” – tak zareagowała Magda, uznając, iż zestawienie niebieskich butów do garnituru było zabiegiem celowym. Na sali planował zamienić się butami z kelnerem, w ostateczności po obiedzie pojechaliśmy szukać czegokolwiek na mieście. Tylko że godzinna popołudniowa przyczyniła się już do zamknięcia butików, a galerii handlowej w okolicy kilkudziesięciu kilometrów nie było. Od totalnej klęski ocalił nas Lidl, gdzie zakupione za 40 zł papierowo-gumowe, czarne buty o dwa rozmiary za duże, uratowały nasz związek i jego samego – bo byłam gotowa go udusić 🙂 Musieliśmy wyglądać bajecznie w pełnym, weselnym umundurowaniu (i espadrylach) przegrzebując w amoku koszyki w Lidlu. Potem już bawiliśmy się do rana. Baptiste przekonał się co znaczy polskie wesele i jak smakuje malinówka o 6 rano. Dowiedział się czym jest rozchodniaczek (a nie mogąc się rozejść po dwóch szotach na każdą z nóg stwierdził, że jest pająkiem), a i nauczył się kilku niezbędnych w komunikacji wyrażeń w języku polskim, jak na przykład „idź pan w chuj”. Choć w oparach niedawnej wściekłości raczyłam przetłumaczyć mu to jako: „go to France” 😀
Po tej małej dygresji wracam to planu, a raczej jego braku.
Nie musiałam jednak długo czekać – stworzył się sam. Apolline zapytała, czy nie chcielibyśmy popilnować mieszkania jej znajomego pod jego nieobecność. W PARYŻU! Sama miała się tym zająć, ale chciała zostać dłużej w Escales, a przyjaciel nie miał nic przeciwko, by jej brat z dziewczyną przewietrzyli mu mieszkanie i podlali kwiatki. Co to oznaczało? Darmowy nocleg w Paryżu i pierwszy wypad razem do tego miasta! Odwdzięczyliśmy się oczywiście przyjacielowi, zostawiając kilka butelek wina. Czego chcieć więcej? Wystarczyło żywić się bagietką i szampanem, i mogliśmy zdobywać Paryż. Ale nie… nie wystarczyło. Baptiste uświadomił mi, że we Francji wszyscy obywatele Unii Europejskiej do 26 roku życia mają darmowy wstęp do narodowych zabytków i muzeów! What? Dlaczego ja o tym nie wiedziałam, gdy byłam tam z Martyną? Mam jakieś nieodparte wrażanie, że owe muzea wcale się tym nie chwalą i tacy nieświadomi młodzi turyści płacą i płaczą potem. A ja miałam jeszcze szansę wykorzystać moją „młodość” w tak wybitnie kulturalny sposób. Nie dowierzałam… „– Luwr też? – A czym jest Luwr? Jasne, że tak”. Czy można przepuścić taką okazję? Jasne, że nie. Paryż czekał!
Bang! Lista zabytków narodowych Francji. Czyli co można za darmo!
Tymczasem był już 19 sierpnia
Zamiast wylegiwania się nad basenem pojechaliśmy nad morze do miejscowości Gruissan. Znajduje się tam Tour Barberousse.
Wieża jest jedyną pozostałością po zamku wybudowanym tam pod koniec X w., którego celem była obserwacja i ochrona przed zbliżającym się niebezpieczeństwem od pobliskiego portu Narbonne.
Warto wspiąć się na wieżę, by móc podziwiać wyjątkowy widok na rozciągający się port i morze. A potem… potem było już tylko błogie lenistwo na plaży. W morzu się wykąpałam – wypadało przecież, choć szybko z niego uciekałam. Może i było cieplejsze niż Bałtyk, ale nawet Francuz był zdziwiony. Zawsze się przechwalał, że on to już od maja kąpie się w morzu (phi – ja przed maturą też), a tu niby taki ciepły sierpień, a woda przyjemnie rześka to raczej nie była.
Cały czas „kręciliśmy się” po okolicy. Nie musieliśmy daleko jechać by napotkać atrakcje.
20 sierpnia wybraliśmy się w miejsce, w którym Baptiste zwykł się bawić jako dziecko. Niedaleko Escales znajduje się wieża – przykład czworokątnej twierdzy. Opuszczona w XVII w., w XI w. odnowiona i powiększona z 6 do 18 metrów, a wzniesiona – według legendy – za czasów Imperium Rzymskiego. Wybudowana oczywiście celem obserwowania zbliżającego się niebezpieczeństwa ze strony Hiszpanii. Hmmm, ja tam jako dziecko bawiłam się na trzepaku, Baptiste w romańskiej twierdzy…
Tego dnia dotarliśmy jeszcze do Montbrun des Corbières, gdzie znajduje się kaplica Notre-Dame-de-Colombier. Z tej też okolicy pochodzi też wino, które litrami Baptiste przywoził już kilka razy i które litrami zamierzaliśmy przywieźć tym razem.
Ostatniego dnia pobytu na południu chcieliśmy zorganizować wspólną wycieczkę z Guilhemem, Fanny i Apolline.
Rodzeństwo zaproponowało hiking nieopodal, ja oczywiście zamki, a ponieważ im było wszystko jedno, a mnie nie – skończyliśmy w Lastours.
Châteaux de Lastours to cztery zamki katarskie wznoszące się ponad miejscowością jakże by inaczej Lastours. Cabaret, Surdespine, Tour Régine i Quertinheux.
Cabaret, Surdespine i Quertinheux były najprawdopodobniej wybudowane w XI w., należały do lordów z rodziny Cabaret, „uczestniczyły” w wojnach albigeńskich przechodząc z rąk do rąk. W XIII, gdy lordowie kapitulowali, zamki zostały splądrowane, a następnie przebudowane, by stać się królewskimi fortecami. Wtedy też – na rozkaz króla – dobudowano Tour Régine, by potwierdzić jego wyższość. W XVI w. zamki były okupowane przez protestantów, po rewolucji francuskiej zostały opuszczone.
Zwiedzanie zaczyna się od zamku Quertinheux (pierwszy po prawej na zdjęciu powyżej), który znajduje się najdalej na południe od Cabaret (pierwszy od lewej), na odizolowanej skale. Składa się z okrągłej wieży otoczonej ogromną wielokątną ścianą
Surdespine – najmniej zachowany pośród czterech.
Tour Régine – najbliższy w stosunku do Cabaret. To ostatnia wybudowana twierdza i najmniejsza wśród pozostałych. Składa się z okrągłej wieży i największej pośród pozostałych zamków cysterny na wodę.
Cabaret – zamek składa się z wieży północnej i grupy dawnych mieszkalnych pomieszczeń na środku.
Miejsce genialne, magiczne i doskonale podsumowujące naszą wizytę na południu. A za to po południu czekała na nas kolacja pożegnalna. Następnego dnia mieliśmy być w Paryżu.