Takie rzeczy tylko w Kijowie

KIJOWA MAJÓWKA cz.2/2

Jedna noc – milion absurdów

I tak można rozkoszować się miastem, ale miasto to nie tylko zabytki. To również życie, szczególnie nocne. Wieczorem spotkaliśmy się z Sylwią i Agnieszką. Jedząc i pijąc na Majdanie wymienialiśmy się naszymi spostrzeżeniami co do miasta. Każdy był zadowolony, a nietypowość destynacji tylko podsycała nasz dobry humor. I od tego momentu zaczęły dziać się dziwne rzeczy.

Po małym pokazie fontann, pewien spryskany wodą, dojrzały mężczyzna po prostu się do nas dosiadł. Zaczesawszy mokre włosy na bok, zaczął dyskusję. On po ukraińsku, my po polsku, a dowiedziawszy się, że jest z nami Francuz, zatelefonował do przyjaciela, gdyż, jak nas poinformował, mówił on po francusku. Tak po prostu – czemu nie? I tak sobie razem z Baptiste miło konwersowali o życiu i pięknie świata, podróżach i wspomnieniach, póki luby nie zamilkł na dłużnej, choć połączenie nadal trwało. Otóż znajomy naszego nowego znajomego zaczął śpiewać. Do słuchawki. Do nas. Tak, śpiewać, ale nie byle co bo Edith Piaf. Bardzo się wczuł.

Znajomy-nieznajomy chętnie by jeszcze został, ale my szukaliśmy dalszych atrakcji (czytaj:imprezy). Wylądowaliśmy w pierwszej na prawo od Majdanu knajpie, od razu kogoś poznaliśmy, ktoś nas gdzieś zapraszał, barman stawiał szoty, a po wyjściu, ludzie z balkonów nawoływali nas byśmy dołączyli na imprezę – ogólnie gorączka niedzielnej nocy. Było już bardzo późno (albo inaczej: wcześnie), chcąc mieć siły na kolejny dzień – wiadomo już nie te czasy, gdy można było imprezować całą noc – musieliśmy się zwijać. Dziewczyny poszły w jedną stronę, my w drugą i pech chciał, że trafiliśmy na jakąś bójkę. Jeszcze większy pech chciał, że ktoś się przyczepił do Baptiste myląc go zapewne z kimś innym. A już największy pech chciał, że Baptiste ni wsio po ukraińsku więc odpowiedział po francusku. Napastnik oburzony, bo jak to ktoś śmiał mu tak pyskować, wyciągnął pistolet. Wielki, czarny pistolet, przyłożył go do brzucha lubego i… strzelił!

Baptiste narzekał ostatnio, że mu w Polsce urósł brzuch, ale to, co spowodowało przyrost brzucha (czytaj: tłuszcz) okazało się jego kamizelką kuloodporną. Mimo, że pistolet był na plastikowe kulki, sam w sobie wyglądał bardzo groźnie, wszystko działo się bardzo szybko, a strzał z takiego bliska skończył się niemałym siniakiem. A Baptiste opowiadał potem wszystkim, że dorobił się drugiego pępka.

Oboje wpadliśmy w panikę. Dodatkowo, mimo tego że byliśmy w centrum, nie było tam absolutnie żadnej taksówki. Mój telefon był rozładowany, a chłopa roztrzaskany (co zdarzyło się godzinę przed postrzałem, gdy próbowaliśmy zamówić Ubera), więc nawet fakt posiadania karty ukraińskiej i dostępu do internetu na nic się zdał. Metro o tej godzinie nie kursowało, nie mieliśmy nawet pojęcia gdzie szukać autobusów, a hostel był na drugim końcu miasta. O właśnie mała dygresja. Za hostel zapłaciliśmy 17 zł i jak się na miejscu okazało nie posiadał on pokoi koedukacyjnych. Po tej wyprawie, stwierdziliśmy, że w tak tanim mieście jak Kijów to chyba możemy już sobie pozwolić na większe luksusy jak na przykład pokój dwuosobowy. Ale przynajmniej mogę tę podróż zaliczyć do najtańszych w życiu.

Wracając do poszukiwania taksówki

Jak w każdym związku czasami zdarzają się kłótnie. Nam zdarzyła się w środku nocy, w centrum Kijowa. Otóż ja chciałam wracać, Baptiste racjonalnie tłumaczył, że mamy problem, bo nie mamy jak; ja na to, że jest mi zimno, on, że został postrzelony; ja że mi bardzo zimno, on, że nie mamy jak wracać, itd.

Prawdopodobnie przekroczyłam w swych narzekaniach granicę ciszy nocnej, gdyż nagle… śrrruluup. Ktoś uciszył mnie sukcesywnie, wylewając przez balkon wodę z miski wprost na moją głowę. Tak, tylko na moją. Strumień ominął kombatanta, który rozglądając się w tym czasie za taksówką nie był niczego świadomy. Dopiero ściekające z moich włosów strużki wody uświadomiły mu, że coś się wydarzyło. Ja jednak milczałam.

Taksówki jak nie było tak nie było, ale był za to patrol policji. Podeszłam do policjantów grzecznie tłumacząc im nocne wydarzenia. Może niepotrzebnie wspominałam o Edit Piaf, ale pistolet przemówił już do ich wyobraźni. Wytłumaczyłam, że nie mamy się jak wydostać (zepsute telefony itd.) i czy mogli by pomóc i zadzwonić po taksówkę. Luby w tym czasie zaczął drzemać na chodniku. Policjanci zdziwieni, że chłop żyje (wtedy dodałam, że to był fake gun), pytali czy coś piliśmy. Ja z ręką na sercu, że piwo w knajpie, przecież mamy weekend i że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Policjanci zaoferowali kawę – dodam jeszcze, że cały czas dogadywałam się z nimi po angielsku – ale odmówiłam tłumacząc, że mi zimno i jedyne o czym marzę to być już w hostelu. Zaoferowali podwózkę. I tak powrót do hostelu odbył się z patrolem policji. Bardzo mili ci ukraińscy policjanci.

Gdy na drugi dzień Sylwia napisała SMS-a „Jak tam? Żyjecie?” Odpisałam krótko: „Spoko, Baptiste został postrzelony i wracałam z policją.” Niewątpliwe te kilka sekund po odczytaniu wiadomości musiały być miażdżące. Dodałam oczywiście, że żyjemy – oboje i zaraz wybieramy się na zwiedzanie Ławry.

Ławra

Kolejnym punktem obowiązkowym w trakcie zwiedzania Kijowa jest Ławra Kijowsko-Peczerska – prawosławny klasztor w Kijowie. My dotarliśmy tam wczesnym wieczorem (musieliśmy swoje odespać), gdy nie było tłumu, dominowała cisza i spokój. Miejsce to po prostu zachwyca. Piękne budowle, piękne zdobienia, atmosfera spokoju i wyciszania oraz idealny moment naszego przybycia, gdy zachodzące słońce oświetlało sobór Zaśnięcia Matki Boskiej. Znajdująca się w pobliżu monumentalna dzwonnica o wysokości 96 metrów po prostu olśniewa. Gdy ktoś zapyta mnie o Kijów, momentalnie mam przed oczami Ławrę. Trudno opisać emocje towarzyszące przebywaniu w tym miejscu. Coś pomiędzy onirycznym błądzeniem po alejkach pomieszanym z odrealnieniem miejsca. Wyobrażenie jakbym była bohaterem książki, którą czytam, a nie uczestnikiem wydarzenia. Ogólnie nie można nie być w Ławrze będąc w Kijowie.

Po zwiedzeniu Ławry kierując się w stronę stacji metra Arsenalna warto przystanąć przy pomniku Ofiar Wielkiego Głodu.

Jest jeszcze tysiąc miejsc w Kijowie wartach odwiedzenia. Cerkiew Świętego Mikołaja na Wodzie, Sobór Świętego Włodzimierza (z genialnymi granatowymi kopułami), Pomnik Matki-Ojczyzny, liczne muzea i place.

Ławra Kijowsko-Peczerska
Sobór Zaśnięcia Matki Bożej (Uspieński)
Cerkiew refektarzowa pod wezwaniem Antoniego i Teodozjusza
Pieczerskich w Kijowie
Sobór Zaśnięcia Matki Bożej (Uspieński)
Sobór Zaśnięcia Matki Bożej (Uspieński)
Cerkiew Wszystkich Świętych
Widok na Dolną Ławrę

Nadbramna cerkiew Świętej Trójcy z jednej strony
Nadbramna cerkiew Świętej Trójcy z drugiej strony
Cerkiew Świętego Mikołaja Cudotwórcy (na Wodzie)
Sobór Świętego Włodzimierza
Pomnik Matki-Ojczyzny

Nie tylko przygody

Przecież trzeba też jeść! Jeśli chce się to zrobić tanio, można próbować na każdym kroku, w większości knajp. Jeśli chce się bardzo tanio, można skorzystać z jadłodajni Puzata Hata.

Warto spróbować ukraińskich przysmaków jak warenyki – przypominające nasze pierogi – z różnymi nadzieniami, słodkimi i słonymi. Przepyszne są te z ziemniakami, podawane ze śmietaną. Ponadto pielmienie oraz deruny – przypominające nasze placki ziemniaczane oraz oczywiście barszcz ukraiński z burakami, kapustą, warzywami i oczywiście… śmietaną – miałam wrażenie podawaną chyba do wszystkiego. Oprócz znanych wysokoprocentowych ukraińskich trunków, na Ukrainie bardzo popularny jest kwas oraz miejscowe piwa.

Wszystko to za bajecznie (by nie powiedzieć śmiesznie) małe pieniądze. Wyjazd do Kijowa na pewno bardzo nie uszczupli naszego portfela, ceny w stolicy będę zaskakiwać – oczywiście pozytywnie, począwszy od tych za nocleg, skończywszy na stołowaniu się i transporcie. A samo miasto? To mieszanina słowiańskiej duszy (życzliwość ludzi na każdym kroku) z ukraińską fantazją, gwarem miasta (ale nie frustrującym pośpiechem) i pięknem cerkwi „czyhających” za prawie każdym rogiem. To miasto nieodkryte – a szkoda, bo warto!

I na pewno, nie ominie nikogo jakaś zaskakująca przygoda. Przygody są wręcz wpisane w zwiedzanie Ukrainy.

Na przekór tytułowi majówka nie była kijowa pod żadnym względem. Była kijowska w stu procentach! A odważyłabym się nawet powiedzieć: wystrzałowa! To kiedy znów na Ukrainę?